MAKROEKONOMIA

Polski drób to nadal ścisła czołówka w UE

Po związanej ze świętami górce czas na stabilizację cen – rozmowa z Radosławem Wiśniewskim, członkiem zarządu Krajowej Federacji Hodowców Drobiu i Producentów Jaj.

I– Od kilkunastu dni obserwujemy spadek cen mięsa drobiowego. Czy Pana zdaniem są to już powody do obaw?

R.W. –  Mówiąc o cenach żywca drobiowego musimy pamiętać o zjawiskach, z którymi mieliśmy do czynienia już  w ubiegłym roku. Są to między innymi, wzrosty cen kosztów produkcji wynikające z podwyżek cen energii i dość specyficzna sytuacja na rynku zbóż wykorzystywanych na pasze. Przypomnijmy. Niespełna rok temu producenci zbóż wcale nie kwapili się do sprzedaży swoich zbiorów, licząc na wyższe ceny, a wielu producentów drobiu przy produkcji pasz bazuje głównie na okolicznych dostawcach zbóż. Później, za sprawą m.in. importu dużych ilości zbóż z Ukrainy sytuacja uległa zmianie, jednak te kilka miesięcy niepewności zrobiły swoje. Jeżeli do tego dołożymy panikę na rynku wywołaną skutkami grypy ptaków i wywołane nią niedobory, mamy gotowy przepis na podwyżki cen końcowego produktu. Do Świąt Wielkanocnych trend wysokich cen utrzymywał się  zarówno jeżeli chodzi o mięso drobiowe jak i jaja, jednak teraz mamy już do czynienia z naturalną korektą.  Niezależnie od naszych oczekiwań rynek wymusza zmiany i musimy się do nich stosować. Po cichu liczymy, że trendy poświąteczne zapowiadają już stabilizację cen naszych produktów

– Z pewnością stabilizacji nie pomagają pomysły związane z wprowadzeniem do pasz większej ilości białka roślinnego rodzimej produkcji, które ma zastąpić w skarmianiu ptaków sprawdzoną śrutę sojową

R.W. – Domyślamy się, że poprzez tę inicjatywę ktoś chciał wesprzeć producentów bobowatych, czy też rodzimej soi, licząc że polskie hodowle pozwolą na zwiększenie opłacalności produkcji krajowych producentów rolnych. Jednak musimy pamiętać, że już stosujemy te surowce w naszych paszach a większe ich użycie zależy od intensywnych badań genetycznych w kierunku zmniejszenia substancji antyżywieniowych. To one są główną przeszkodą w szerszym stosowaniu rodzimych surowców białkowych w recepturach, o czym dowodzą wszelkie publikacje naukowe. Polscy hodowcy przez ostatnie kilkadziesiąt lat potrafili wyrobić sobie doskonałą markę na terenie Unii Europejskiej i nie przypadkiem z powodzeniem konkurowali z innymi krajami na rynku mięsa drobiowego i jaj. Nie da się wprowadzić tego typu rozwiązania na siłę, bez głębokiej i rzetelnej konsultacji z zainteresowanymi stronami. Przyniesie to więcej strat niż korzyści wszystkim uczestnikom rynku, niechcący ustawodawcy zrobią niedźwiedzią przysługę polskiemu drobiarstwu, ale też budżetowi, który w tej chwili czerpie dochody z eksportu naszych produktów i – paradoksalnie – branży rolniczej. Przypomnę, że większość produkcji polskich zbóż jest przeznaczana na pasze. Zastąpienie białka sojowego bobowatymi oznacza także zmniejszenie ilości zboża stosowanego w produkcji pasz.

– Jeżeli mówimy o pozycji polskiego drobiarstwa na rynku UE, to nasuwa się pytanie, w jakim stopniu jest ono narażone na import z Ukrainy czy Brazylii?

R.W. – Ten problem zgłaszają drobiarze z kilku państw Unii Europejskiej, więc nie jest to tylko nasze zmartwienie. Europa wymaga od nas bardzo wysokich standardów w hodowli drobiu. Jednocześnie przymyka oko na import taniego, wyprodukowanego z surowców u nas niedopuszczonych, mięsa z państw spoza UE. Chcielibyśmy mieć równe szanse na rynku, bo jeżeli chodzi o jakość polskiego mięsa drobiowego, to zabrzmi nieskromnie, jesteśmy w pierwszej lidze. Nasze mięso drobiowe  jest produkowane z zachowaniem najwyższych standardów i z pewnością ma walory zdrowotne i smakowe, które spełniają wymogi konsumentów, dietetyków, jak i szefów kuchni.

Dziękuję za rozmowę

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button