GRYPA PTAKÓWAKTUALNOŚCIBADANIA I ROZWÓJ

Wiatr może przenosić wirusa grypy ptaków

Naukowcy z USA nie wykluczają, że wirus grypy ptaków może przenosić się za pomocą … wiatru. Jak informuje CNN, historia ma swój początek na farmie kur w Czechach, gdzie w lutym 2024 roku na terenie – wydawałoby się – bardzo bezpiecznej fermy, ognisko tej choroby.  Wszczęto śledztwo, którego celem było ustalenie, w jaki sposób wirus dostał się do fermy wyposażonej w nowoczesne filtry i własne studnie. Cały obiekt był otoczony dobrze utrzymanym ogrodzeniem, a ze względu na charakter hodowli, pracownicy musieli przestrzegać zaostrzonych norm postępowania – włącznie z zakazem trzymania własnego drobiu w domach.

W końcu naukowcy przyznali, że wirus mógł przedostać się na teren fermy za pośrednictwem… wiatru. „Cała idea potencjalnego napędzania wiatrem istnieje od jakiegoś czasu”, powiedział dr Richard Webby, który kieruje Centrum Współpracy Światowej Organizacji Zdrowia ds. Badań nad Ekologią Grypy u Zwierząt. Zdaniem amerykańskich naukowców, także w przypadku rozsiewania choroby w Central Valley w USA wiatr mógł odegrać główną rolę w rozprzestrzenianiu się wirusa na kolejne fermy.

W przypadku fermy kurczaków w Czechach jedyną wskazówką naukowców co do pochodzenia epidemii była pobliska ferma tuczu kaczek, która tydzień wcześniej  została dotknięta chorobą. Ferma kaczek z 50 000 ptaków była zupełnie inna niż ferma kurczaków. Znajdowała się w pobliżu jeziora, w którym żyły dzikie kaczki. Hodowane kaczki były trzymane w budynkach z naturalną wentylacją i podstawowym poziomem bezpieczeństwa biologicznego – środkami ostrożności podejmowanymi w celu ochrony zwierząt na fermie.

Ptasia grypa rozprzestrzeniła się w kurnikach jak pożar. 4 lutego, pierwszego dnia wybuchu epidemii, padło 800 kaczek. W ciągu dwóch dni padło 5000. 7 i 9 lutego całe stado zostało wyludnione, aby kontrolować rozprzestrzenianie się infekcji i zapobiec większemu cierpieniu ptaków.

Kurczaki w ośrodku hodowlanym różniły się również pod innym względem: chorowały powoli. W ciągu tygodnia stopniowo przestały jeść i pić tak dużo, a właściciele farmy zauważyli, że kilka ptaków umiera, głównie w pobliżu otworów wentylacyjnych w stodołach.

W końcu infekcja rozprzestrzeniła się na obie stodoły w ośrodku hodowlanym i inną stodołę w drugiej lokalizacji. Stracono tysiące ptaków, w tym kluczowe stado hodowlane.

Trzy szczepy H5N1 zsekwencjonowane z fermy kaczek były genetycznie identyczne ze szczepami znalezionymi u ptaków, które jako pierwsze zachorowały na każdej farmie, co sugeruje, że ferma kaczek była źródłem epidemii u kur.

Ale jak? Ferma kaczek znajdowała się prawie 5 mil na zachód od ferm kurczaków, a śledczy nie mogli znaleźć żadnych fizycznych powiązań między nimi. Żadna z osób pracujących na fermie kaczek nigdy nie była na fermach kurczaków; nawet kontrahenci, którzy dostarczali zapasy lub przychodzili po odpady, byli inni. Śledczy stwierdzili, że wykluczyli jakiekolwiek ludzkie powiązania między fermami.

W pobliżu fermy kurczaków nie było dużych zbiorników wodnych, co odwiodło ich od pomysłu, że dzikie ptaki mogły przenosić wirusa grypy

Następnie badacze sprawdzili wzorce pogodowe w tygodniu, w którym zachorowały kurczaki. Wiał stały wiatr z zachodu. Było duże zachmurzenie, które blokowałoby zabijające zarazki promieniowanie UV ze słońca. Temperatura była chłodna, ale nie mroźna, a wirusy lubią zimne powietrze. Innymi słowy, idealne warunki do transportu wirusa i umożliwienia mu przetrwania długiej podróży.

Dr Kamil Sedlak, dyrektor Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Pradze i starszy autor badania, mówi, że po przeanalizowaniu wszystkich możliwości, w tym przypadku najlepszym rozwiązaniem okazało się rozprzestrzenianie się drogą wiatrową. Naukowcy nie wykluczyli, że wirus „przykleił się” np. do łupieżu kaczek, który został następnie przeniesiony przez wiatr na sąsiadującą fermę.  Na wiatr jako źródło zakażenia, wskazywał także fakt, że pierwsze zachorowały ptaki, które znajdowały się blisko wlotowych otworów wentylacyjnych.

Amerykańskie badania prowadzone przez dr Montse Torremorella z Uniwersytetu Minnesoty wskazały na duże ilości wirusa wydmuchiwanego przez wentylatory w kurnikach.  Skażony aerozol mógł osiadać m.in. na ubraniach i sprzęcie, by w ten sposób przemieszczać się na dalsze odległości.

Zdaniem Tormmemorelli, nie oznacza to, że należy opuścić ręce i czekać na nieuniknione. Jej zdaniem, poza standardowymi zasadami bioasekuracji, należy rozważyć także zastosowanie w fermach urządzeń filtrujących powietrze.

I.Sz. na podst. CNN

 

 


 

Czy podobał Ci się nasz artykuł? Jeśli tak, zachęcamy do zapisania się do naszego newslettera.

Jeżeli masz jakieś pytania, to zachęcamy do kontaktu z nami poprzez formularz kontaktowy

Więcej o nas dowiesz się tutaj Krajowa Federacja Hodowców Drobiu i Producentów Jaj

Zdjęcia i ilustracje na licencji Freepik oraz źródeł autora artykułu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Może to Cię zainteresuje?
Close
Back to top button