Ile wytrzymają drobiarze?
To co się dzieje z branżą drobiarską woła o pomstę do nieba. Przekonanie o sile branży drobiarskiej to mit, wykreowany przez ceny na półkach sklepowych, a utrwalany przez Ministerstwo Rolnictwa.
Ceny
Ostateczna cena sprzedaży sięgająca kilkunastu złotych za kilogram nijak ma się do ceny 1,70 zł/kg, po której hodowcy drobiu sprzedają brojlery. Wystarczy sobie uzmysłowić, że pisklę, od którego zaczyna się proces produkcji kosztuje średnio ok. 1,8 zł/szt, a przecież przez 6-7 tygodni trzeba kurczaka karmić, co przy rosnących cenach zbóż jest fatalną perspektywą. Cena skupu, która gwarantuje opłacalność dla producentów, powinna zaczynać się od 3,2 – 3,5 zł/kg.
Z naszych rozmów wynika, że zarówno właściciele stad zarodowych jak i producenci żywca tracą setki tysięcy złotych. Najgorsze jednak, że w tym trudnym czasie pandemii koronawirusa hodowcy są pozostawieni w zasadzie sami sobie. Najbardziej cierpią na tym małe i średnie fermy, które od pokoleń inwestowały w rodzinny biznes.
Nikt nie chce im pomóc.
Hodowcy podkreślają, że tarcza antykryzysowa kompletnie pominęła sektor drobiarski. Rząd nie przewiduje żadnych dotacji, tkwiąc w przekonaniu, że to silny dział rolnictwa i sam sobie poradzi. Tak jest już od lat.
Organizacje
Jedną z niewielu organizacji drobiarskich jest Krajowa Federacja Hodowców Drobiu i Producentów Jaj, która wysuwa postulaty do Ministra Rolnictwa, zwraca uwagę na problemy i podsuwa rozwiązania. Pismo do Prezesa Rady Ministrów i Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi
Banki
Banki, które w dużej mierze przecież „żyją” z owoców pracy drobiarzy zaoferowały pomoc, która polega na zamrożeniu kapitału kredytu na trzy miesiące. Nadal jednak rolnicy muszą płacić odsetki, a rata kapitału i tak później zostanie doliczona do spłaty kredytu. To zawieszenie na trzy miesiące na niewiele się zda, bo w tym okresie hodowcy nie odrobią strat, a wręcz je pogłębią. Nie mogą przecież nagle zaprzestać działalności.
Niedługo to samo może spotkać stada zarodowe, a gdy na rynku zabraknie piskląt do wsadów, staniemy przed wizją załamania całego rynku drobiarskiego.
Ciężko się nie zgodzić z rozgoryczeniem hodowców, którzy dopłacając do produkcji stają się sponsorami żywności. Konsument nie „zagląda” tak głęboko, jego percepcja kończy się na sklepowej półce, ale kiedy hodowcy zaczną bankrutować, to i na półkach będą jedynie pustki.