Rzekomy pomór drobiu pustoszy krajowe fermy – zagrożonych ponad 4 miliony ptaków

Branża drobiarska w Polsce ponownie mierzy się z poważnym kryzysem epizootycznym. W ostatnich tygodniach w kraju odnotowano gwałtowny wzrost ognisk rzekomego pomoru drobiu, czyli choroby Newcastle (ND – Newcastle Disease). Skala problemu jest ogromna – do likwidacji przeznaczono już ponad 4 miliony ptaków, głównie kur niosek. Najcięższa sytuacja panuje w województwach wielkopolskim i kujawsko-pomorskim, czyli w regionach uchodzących za najważniejsze zagłębia drobiarskie w kraju.

Katastrofa w centrum produkcji jaj

Jednym z największych ognisk choroby w ostatnich dniach okazała się ferma w powiecie żnińskim, w województwie kujawsko-pomorskim. Jak poinformował portal Farmer.pl, zakażenie wykryto tam na jednej z największych ferm w regionie. Zakażonych zostało aż 1,3 miliona ptaków, które decyzją powiatowego lekarza weterynarii zostały przeznaczone do uboju. To cios nie tylko dla właściciela fermy, ale również dla całego łańcucha dostaw – od producentów pasz po odbiorców jaj konsumpcyjnych.

Nie jest to jednak odosobniony przypadek. Kolejne ogniska wykrywane są w szybkim tempie – zarówno w pobliskim województwie wielkopolskim, jak i w innych częściach kraju. Serwis Eska.pl informuje, że na fermie w powiecie kaliskim zlikwidowano kolejne 1,4 miliona kur, a liczba nowych zgłoszeń od hodowców rośnie z dnia na dzień. Według danych cytowanych przez Portalspożywczy.pl, łączna liczba ptaków przeznaczonych do utylizacji przekroczyła już 4 miliony.

Czym jest choroba Newcastle?

Rzekomy pomór drobiu to wirusowa choroba zakaźna wywoływana przez wirusa paramyksowirusa serotypu 1. Zakażenie u ptaków powoduje szereg objawów – od problemów neurologicznych, przez spadek nieśności, aż po masowe padnięcia w stadzie. Choć wirus nie stanowi bezpośredniego zagrożenia dla ludzi, jego obecność w stadach drobiu wiąże się z poważnymi konsekwencjami gospodarczymi.

Polska, jako największy producent drobiu i jaj w Unii Europejskiej, musi spełniać restrykcyjne normy sanitarno-weterynaryjne. Wykrycie wirusa oznacza natychmiastową blokadę handlu ptactwem, jajami oraz produktami drobiowymi z regionu objętego kwarantanną. Hodowcy muszą wybić całe stado, a produkcja w zainfekowanym gospodarstwie jest wstrzymywana na wiele miesięcy.

Straty liczone w milionach

Skutki epidemii są już dziś bardzo odczuwalne. Koszty uboju prewencyjnego, dezynfekcji ferm, a także rekompensaty dla rolników liczone są w dziesiątkach milionów złotych. To jednak tylko część strat – znacznie większe mogą okazać się konsekwencje długoterminowe. Spadek podaży jaj może wpłynąć na wzrost cen na rynku detalicznym, zwłaszcza jeśli sytuacja będzie się dalej pogarszać w szczycie sezonu produkcyjnego.

Branża drobiarska, już wcześniej osłabiona przez wysokie koszty pasz i energii, zmaga się z kolejnym uderzeniem. Hodowcy obawiają się także utraty rynków eksportowych – choć Polska nadal pozostaje kluczowym dostawcą jaj i mięsa drobiowego do krajów UE, każdy przypadek choroby podważa zaufanie zagranicznych odbiorców.

Potrzeba systemowych rozwiązań

Zdaniem wielu ekspertów i organizacji branżowych, obecna sytuacja wymaga nie tylko doraźnych działań, ale także długofalowej strategii. Chodzi m.in. o poprawę bioasekuracji, skuteczniejszy nadzór weterynaryjny oraz większe wsparcie państwa dla hodowców w sytuacjach kryzysowych.

Niektórzy specjaliści zwracają uwagę, że Polska nadal zbyt mało inwestuje w zapobieganie chorobom zakaźnym – zarówno na poziomie lokalnych ferm, jak i w instytucjach kontrolnych. Zwiększenie liczby inspekcji, lepsze szkolenia dla hodowców oraz rozwój laboratoriów diagnostycznych to tylko niektóre z postulatów, które pojawiają się w środowisku producentów.

Wnioski na przyszłość

Kolejna fala rzekomego pomoru drobiu to bolesne przypomnienie, jak krucha potrafi być stabilność sektora rolno-spożywczego. Zagrożenia epizootyczne nie znikną – wręcz przeciwnie, wraz ze wzrostem globalizacji i zmianami klimatu ich częstotliwość może się zwiększać. W interesie całej branży leży więc budowanie odporności systemowej – nie tylko na poziomie produkcji, ale również logistyki, nadzoru i reagowania kryzysowego.

Jeśli obecna sytuacja nie zostanie szybko opanowana, może dojść do poważnych zakłóceń w zaopatrzeniu rynku krajowego oraz dalszego wzrostu cen jaj i mięsa drobiowego. To scenariusz, którego chcieliby uniknąć zarówno konsumenci, jak i producenci. Czas pokaże, czy wyciągniemy z tej lekcji właściwe wnioski.

I.Sz.


 

Czy podobał Ci się nasz artykuł? Jeśli tak, zachęcamy do zapisania się do naszego newslettera.

Jeżeli masz jakieś pytania, to zachęcamy do kontaktu z nami poprzez formularz kontaktowy

Więcej o nas dowiesz się tutaj Krajowa Federacja Hodowców Drobiu i Producentów Jaj

Zdjęcia i ilustracje na licencji Freepik oraz źródeł autora artykułu.

Exit mobile version